Z pewnością nie był to rok spokojny. Wiele się działo, niekoniecznie dobrego.
Styczeń zaczął się od krwawo stłumionych protestów w dawnej stolicy Kazachstanu Almaty. Czy była to próba obrony starego porządku przez klan poprzedniego władcy, czy też rozprawa z tymże klanem? Tego do dziś nie wiadomo. Interweniowały siły pokojowe pod skrzydłami Rosji. Sytuacja powtórzyła się jesienią tuż po wyborach prezydenckich wygranych przez dotychczasowego prezydenta. Tym razem zamieszki miały miejsce w stolicy kraju Astanie, której niedawno przywrócono poprzednią nazwę.
Trwała niewypowiedziana wojna o dysponowanie zasobami wodnymi w zapomnianym zakątku Azji Środkowej między Kirgistanem, a Tadżykistanem. Chwilowo sytuację uspokoiła mediacja rosyjska. Z kolei mediacja turecka pomaga tonować nastroje między zwaśnionymi poradzieckimi republikami kaukaskimi Armenią i Azerbejdżanem. Swoją pozycję polityczną konsekwentnie buduje w tym i nie tylko rejonie świata, turecki prezydent „sułtan” Recep Tayip Erdogan. Jego działania na rzecz przywrócenia pokoju na Ukrainie, rozgrywanie sytuacji na Bliskim Wschodzie, wreszcie dyskretna współpraca z reżimem irańskim przeciwko niepodległościowym aspiracjom Kurdów, dowodzą próby przywrócenia Turcji dawnej mocarstwowej pozycji, choćby i na skalę regionalną.
Tymczasem ekonomiści wskazali na dwie gospodarki świata islamu, które niebawem mają uzyskać pozycję światowych championów. To Nigeria i Pakistan. O tyle ciekawe, że polską granicę coraz to próbują nielegalnie przekraczać imigranci z obydwu krajów, szukający lepszego życia na Zachodzie.
Latem, miały miejsce krwawo stłumione zamieszki w spokojnym zwykle Uzbekistanie. Przy okazji świat przypomniał sobie, że istnieje coś takiego jak Autonomiczna Republika Karakałpacka zamieszkała przez odrębny naród Karakałpaków. To muzułmanie bliżsi pochodzeniem Kazachom, którzy zaprotestowali przeciwko prezydenckim planom pozbawienia ich autonomii odziedziczonej jeszcze po czasach radzieckich.
We wrześniu dał o sobie znowu znać tlący się konflikt społeczny w Iranie. Śmierć młodej Kurdyjki prawdopodobnie w wyniku nadużycia siły przez lokalnych ortodoksów sprawiła, że zapłonął cały kraj. Czy fakt, że płomień wybuchnął akurat w irańskim Kurdystanie nękanym konfliktem narodowościowym i niepodległościowym to tylko przypadek? Tego nie wiemy. Trwają demonstracje w wielu miastach kraju. Młode pokolenie domaga się większych swobód obyczajowych dla kobiet, pojawiają się także żądania polityczne z ustąpieniem władzy sprawowanej od 40 lat przez konserwatywnych duchownych włącznie. Władze przyznały nawet, że w starciach zginęło już ponad 300 osób. Protestujących wsparł niedawno były prezydent państwa, liberalny duchowny Chatami. Przeciwko działaniom władz wypowiedziały się także siostra samego Najwyższego Przywódcy ajatollaha Alego Chamenei i siostrzenica wodza rewolucji Chomeiniego, ta ostatnia została nawet aresztowana. Aresztowano także aktorkę oscarowych filmów Ashgara Farhadiego Taraneh Alidoosti. Kraj tkwi jednak w klinczu wzajemnie blokujących się sił tj. armii, korpusu Strażników Rewolucji i duchowieństwa. Nie istnieje społeczeństwo obywatelskie ani zorganizowana opozycja. To pokolenie rodziców obecnych demonstrantów dokonało kiedyś rewolucji przeciwko reżimowi szacha. Tym samym linia podziału biegnie dziś w poprzek irańskich rodzin, co wyklucza solidarne, wspólne wystąpienie wszystkich sił społecznych, jak w 1979 r. Pozostaje oczekiwanie na dalszy rozwój sytuacji, dodatkowo skomplikowanej militarnym wsparciem udzielanym Rosji w konflikcie ukraińskim i syryjskim. Władze wprawdzie ostatnio jakby się poddawały – ma zostać rozwiązana słynąca z brutalności policja obyczajowa, a obowiązujące zasady hidżabu zweryfikowane i w domyśle zliberalizowane.
Świat obojętnie przyglądał się listopadowemu szczytowi klimatycznemu COP 27 w egipskim kurorcie Szarm-el-Szejch. Co najwyżej głośno komentowano nieobecność Grety Thunberg, jakby to ona była papieżem obrońców klimatu. Tymczasem dla krajów islamu walka o czyste powietrze i środowisko to być albo nie być wobec postępujących zmian klimatycznych i dotykających je na przemian susz i powodzi, które są ich skutkiem. Fakt, że Egipt rządzony twardą ręką przez byłego marszałka polnego Sisi nie jest demokracją w zachodnim pojęciu, wzbudził niechęć liberalnych aktywistów i ich dąsy na organizację szczytu w tym kraju. Jednak sam fakt powierzenia organizacji takiej imprezy krajowi muzułmańskiemu należy ocenić jako sposób na włączenie tej części świata w walkę o lepsze jutro dla planety.
Poniekąd w nawiązaniu do szczytu klimatycznego wypada wrócić do Pakistanu nawiedzonego przez tragiczną w skutkach powódź monsunową, największą od 12 lat. Zabiła ona 1700 osób, a dotknęła ponad 33 miliony ludzi. Władze kraju przypisują ją postępującym zmianom klimatycznym. Niestety jeszcze nie ustąpiła powódź, a odezwali się pakistańscy talibowie, dokonując ataku bombowego na ekipę, która zajmuje się szczepieniem dzieci przeciwko polio. Akurat Pakistan dzierży niechlubny rekord, jeśli idzie o śmiertelność dzieci i niemowląt. Jednak atak ten jest powrotem do gry TTP – ortodoksyjnego ugrupowania politycznego, które od czerwca br. przestrzegało zawieszenia broni zawartego z władzami kraju. Tymczasem wiosną miało miejsce brzemienne w skutki zdarzenie, a mianowicie dymisja rządu charyzmatycznego polityka, populisty Imrana Chana popieranego przez armię i partie muzułmańskie. Zwycięzcy wyborów z 2018 r. nie było dane dokończyć kadencji, jego koalicyjny rząd utracił większość parlamentarną. Nie w drodze wyborów, lecz w wyniku przejścia części popierających go ugrupowań do opozycji. Jesienią sytuacja polityczna doszła do stanu wrzenia, kiedy jego partia Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości (PTI), wezwała do demonstracji na rzecz rozpisania przedterminowych wyborów. Podczas marszu na stolicę kraju, polityk został postrzelony przez zamachowca, co nieco ostudziło podgrzane emocje. Jak zachowa się armia, czy i kiedy dojdzie do wyborów? Na te pytania nikt nie ma na razie odpowiedzi.
Na koniec kilka słów o wydarzeniu sportowym, którym pod koniec mijającego roku żył świat nie tylko sportowy. Mowa oczywiście o piłkarskich Mistrzostwach Świata w Katarze. Przy tej okazji kolejny raz okazało się, że polityka imigracyjna i akulturacyjna państw europejskich wobec muzułmanów poniosła fiasko. Płonące po meczach reprezentacji piłkarskiej Maroka ulice stolicy Belgii i innych miast europejskich są tego dobitnym dowodem. Tym razem reprezentacje piłkarskie krajów muzułmańskich sprawiły niespodziankę – najpierw Arabia Saudyjska, później Maroko. O ile Arabia potrafiła wygrać ze słynną Argentyną, o tyle triumfalny pochód reprezentacji Maroka to już zupełnie inna historia. Nie darmo w świecie arabskim mówi się, że gdyby piłka nożna była religią, to byłaby na drugim miejscu – zaraz po islamie. „Lwy Atlasu” pokazały klasę, zajmując ostatecznie czwarte miejsce w turnieju.
Zbigniew Mielczarek
0 komentarzy