W minionym roku żywioły i kataklizmy litościwie omijały świat islamu. Nie omijały go natomiast konflikty zbrojne, jak zwykle skupione na Bliskim Wschodzie. Wybory w uznawanych za demokracje Turcji i Pakistanie nie przyniosły zmiany władzy. Zmianę przyniosła natomiast śmierć w katastrofie lotniczej prezydenta Iranu Ibrahima Raisiego. Okoliczności tego wypadku, który miał miejsce w maju 2024 r., nie są do końca jasne. W rozpisanych wyborach pierwsza tura nie przyniosła rozstrzygnięcia. Zmierzyli się w niej reprezentant liberałów, 70-letni Azer, lekarz kardiochirurg, b. minister zdrowia Masud Pezeszkian i doradca Najwyższego Przywódcy, konserwatysta Said Dżalili. Kandydaci uzyskali odpowiednio 42,5 i 38,6% głosów. W drugiej turze liberał Pezeszkian zdobył 16,5 mln z blisko 30 mln oddanych głosów, przy blisko 50%, niskiej jak na Iran frekwencji. Jego konkurent konserwatysta Dżalili uzyskał 13,5 mln głosów. Obydwaj uczestniczyli w młodości w wojnie iracko-irańskiej. Nikt nie oczekiwał jakiejś istotnej zmiany, czy to w polityce wewnętrznej, czy zagranicznej Republiki Islamskiej, jednak rozkład głosów świadczy o głębokiej polaryzacji irańskiego społeczeństwa.
Wspierani przez Iran szyiccy Huti kontynuowali ataki nie tylko na statki w pobliżu wybrzeży Jemenu, ale i na Izrael, nieraz skutecznie. Wymiana rakietowych ciosów pomiędzy Iranem i Izraelem skończyła się remisem bez dalszych konsekwencji. Zaczęło się od ataku na konsulat irański w Damaszku, w którym zginęli dowódcy elitarnej irańskiej brygady Al-Kuds. Kolejnym aktem przemocy była śmierć lidera Hamasu Ismaila Haniji w Teheranie. Śmierć przywódcy Hezbollahu Hasana Nasrallaha, wybuchające pagery, eliminujące kierownictwo palestyńskiej irredenty, to kolejne etapy wojny na Bliskim Wschodzie. Wprawdzie na horyzoncie majaczy widmo rozejmu pomiędzy Hamasem a Izraelem, ale kiedy to nastąpi – nikt nie wie. Do tych incydentów nikt się zresztą nie przyznał, ale sprawcy można się domyślać. Dawniej zjawisko to nazywano terroryzmem państwowym, obecnie „wolne” media jak ognia unikają takich sformułowań. Klęska Hamasu, jaką poniósł on w strefie Gazy, nie przyniesie uspokojenia na Bliskim Wschodzie, bowiem przyczyny trwającego od blisko 80 lat konfliktu pozostają nadal nierozwiązane.
W cieniu wielkich wydarzeń umknęła uwadze śmierć sufickiego przywódcy Fethullaha Gũlena. Emigrant, polityczny wróg prezydenta Turcji Erdogana, zszedł ze sceny ku niewątpliwej uldze swojego adwersarza.
Z dala od Europy muzułmańskie kraje Azji Centralnej lawirowały między potęgami, usiłującymi wciągnąć je do swojej strefy wpływów. Polska, coraz bardziej aktywna w tym regionie, kontynuowała ekspansję naszego LOT-u, uruchamiając kolejne, po kazachskiej Astanie, połączenie lotnicze – do Taszkentu. Ruszyło także połączenie z Rijadem, stolicą otwierającej się na świat Arabii Saudyjskiej. Z kolei u nas pojawił się nowy przewoźnik Air Arabia z połączeniem Kraków – Szardża (Emiraty), które od grudnia połączyło także Warszawę z Szardżą. Zwiększa to możliwości naszych podróży do Azji, po wcześniejszych połączeniach linii Emirates czy Fly Dubaj. Europejscy przewoźnicy też nie zasypiają gruszek w popiele, oferując połączenia z Polski do Maroka czy Dubaju. LOT zamierza także powrócić do Kairu i Bejrutu.
Tymczasem Maroko znalazło się w roku 2024 na pierwszym miejscu jako kraj podróży turystycznych. Dotychczasowy lider Egipt spadł na drugie miejsce, a na trzecim znalazła się Turcja. Każdy z tych krajów jest krajem muzułmańskim, co, jak widać, nie przeszkadza turystom. Maroko, mimo strat spowodowanych tragicznym trzęsieniem ziemi w 2023 r., aktywizuje turystycznie swoje wybrzeże śródziemnomorskie w rejonie Oujdy. Z kolei Egipt buduje nowe kurorty w regionie Marsa Matruh na zachód od Aleksandrii.
Grudzień minionego roku przyniósł nieoczekiwany upadek syryjskiego reżimu prezydenta Asada, który wraz z ojcem Hafezem rządził krajem przez ponad 50 lat. Czas przyniesie odpowiedź, czy będzie to kolejna beczka prochu, czy też islamski emirat.
Mało kto zauważył wymianę ognia między Emiratem Afganistanu a Pakistanem. Doszło do niej w ostatnich dniach roku wzdłuż tzw. linii Duranda, od końca XIX w. dzielącej na pół terytoria plemienne Pasztunów. To kolejna spuścizna radosnej twórczości Europejczyków w kolonialnej Azji.
Zamach na świątecznym jarmarku w Magdeburgu w końcówce roku wstrząsnął Europą. Oczywiście jak zwykle pojawiły się standardowe komentarze, że sprawca, lekarz psychiatra zresztą, był chory psychicznie, narkotyzował się itd. Inni komentatorzy przekonują, że w istocie był on prawicowcem, odstępcą od islamu i krytykiem niemieckiej polityki imigracyjnej w ten sposób protestującym przeciwko napływowi muzułmanów. Trudno o bardziej obłudne czy też perfidne tłumaczenie przyczyn incydentu, wpisującego się w szereg innych wydarzeń.
I tak kolejne niemieckie miasta wprowadziły dopłaty dla kobiet korzystających nocą z taksówek. Korzystanie ze zbiorowych środków transportu stało się już tak niebezpieczne, że wg danych Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej ponad połowa kobiet w Niemczech unika transportu publicznego po zmroku. Powodem tego jest strach przed przemocą i napaściami (źródło: dw.com/pl/, Kobiety w niemieckich metropoliach: strach wyjść na ulicę). Obawy te przecież nie powinny uniemożliwiać im uczestnictwa w życiu publicznym. Z tych samych powodów rozważane jest wprowadzenie wagonów tylko dla kobiet w berlińskim metrze. Istotnie, takie rozwiązania już istnieją i dobrze się sprawdzają np. w… Iranie, Arabii Saudyjskiej czy Afganistanie.
Klęska polityki multi kulti, uparcie lansowanej przez kolejne niemieckie rządy, jest faktem. Można dziś zbijać kapitał polityczny na deklarowaniu zamkniętych granic i deportacji, co czyni prawica spod znaku AfD. Pytanie tylko, kto będzie pracował w niemieckich fabrykach, sprzątał śmieci z ulic i smażył kebaby. Społeczeństwo niemieckie radykalnie się starzeje i unika posiadania potomstwa, w odróżnieniu od rzesz młodych, głównie muzułmańskich imigrantów.
Zbigniew Mielczarek
0 komentarzy