Beludżystan – zapomniana kraina na Środkowym Wschodzie

08.02.2024 | | 0 komentarzy

Światowe media z gorliwością godną lepszej sprawy doniosły o ostrzelaniu przez Iran rakietami terytorium sąsiedniego muzułmańskiego państwa – Pakistanu. Nie przyszło długo czekać i Pakistan w rewanżu ostrzelał terytorium irańskie. O co poszło i czy faktycznie mamy do czynienia z kolejnym konfliktem, tym razem na Środkowym Wschodzie?

Ostrzelane terytorium zwie się Beludżystan i jest historyczną krainą położoną na terytorium trzech państw: Afganistanu, Iranu i Pakistanu. Jej powierzchnia wynosi ok. 500 tys. km2, przy czym lwia część znajduje się w Pakistanie – 347 tys. km2. Wypada zauważyć, że tylko ten jeden jej fragment jest większy niż cała powierzchnia naszego kraju.

Beludżystan zamieszkany jest przez koczowniczych Beludżów wyznających sunnicką wersję islamu, posługujących się językiem beludżi. To jeden z najstarszych żywych języków z grupy języków indoeuropejskich. Część położoną w Pakistanie, która jest zarazem największą obszarem prowincją tego kraju, zamieszkuje 7,5 miliona osób. Przy czym część pakistańskich Beludżów zamieszkuje także sąsiednie prowincje Sind i Pendżab.

W jaki sposób naród posiadający własny język i wielowiekową tożsamość znalazł się w trzech różnych państwach? W 1893 r. linia Duranda oddzieliła Indie Brytyjskie od Afganistanu. Po jej obydwu stronach znalazły się społeczności Pasztunów i Beludżów, których nikt wówczas o zdanie nie pytał. Z kolei w 1928 r. szach Iranu Reza włączył część terenów Beludżystanu w skład Iranu. Tworzą one prowincję Beludżystan i Sistan o pow. 181 tys. km2, zamieszkaną przez 2,3 miliona mieszkańców. Pozostaje najmniejsza część – afgańska, przezornie podzielona między trzy południowe prowincje kraju graniczące z Pakistanem. Beludżowie stanowią 3,6% populacji Pakistanu i po 2% populacji Iranu i Afganistanu. Łącznie ich liczebność szacowana jest na 10 do nawet 15 milionów ludzi. Jak wynika ze statystyki, ta stosunkowo nieliczna grupa plemienna zamieszkuje olbrzymie terytorium, w większości pustynne i górzyste. Mimo małej gęstości zaludnienia obszar ten jest potencjalnie bogaty ze względu na rozpoznane, a także potencjalne zasoby minerałów i surowców energetycznych.

Beludżowie niezależnie od miejsca zamieszkania nigdy nie wyrzekli się idei tzw. Wielkiego Beludżystanu, w którym rządziliby się sami, korzystając z bogatych zasobów surowców. Tendencje te były niejednokrotnie przyczyną krwawych konfliktów wewnętrznych, a nawet regularnej wojny w latach 1973–1977, kiedy to armia pakistańska używała lotnictwa i marynarki wojennej do bombardowania terytoriów ogarniętych beludżyjską irredentą. Iran też miał swoje kłopoty z Beludżami, ostatnie w 2008 r., kiedy to separatyści porwali grupę japońskich turystów, domagając się autonomii. Informacje z Afganistanu docierają tak rzadko, a liczba zamieszkujących ten kraj Beludżów na tyle nieliczna (ok. 700 tys. osób), że niewiele o nich wiadomo. W regionie istnieją liczne organizacje niepodległościowe deklarujące chęć zbrojnego lub politycznego uwolnienia się spod kurateli swoich rządów. Obydwie strony oskarżają się nawzajem o wspieranie grup terrorystycznych. Dodatkowo sytuację komplikują przemytnicy narkotyków korzystający z dziurawych granic w niedostępnych górach lub na pustyni. Z zasobnego w ropę naftową Iranu kwitnie przemyt taniego paliwa do Pakistanu. Nie pomaga też fakt innej orientacji religijnej irańskich Beludżów, zamieszkujących kraj, w którym dominuje szyizm. Świat ma jednak inne zmartwienia niż marzenia koczowników o własnej państwowości.

Zamiarem Iranu było nie tyle ukaranie partyzantów przenikających z Pakistanu, co chęć zademonstrowania posiadanej dalekosiężnej broni rakietowej. Strzelano więc z armaty do wróbli. Z kolei Pakistan, mocarstwo atomowe zamieszkane przez ćwierć miliarda ludzi, nie mogło sobie wobec planowanych na luty wyborów parlamentarnych pozwolić na bezkarne ostrzeliwanie swojego terytorium. Obydwie strony miały więc dobre powody, aby skupić się na prezentacji siły wobec nieszczęsnych Beludżów po obu stronach dzielących ich granic. Nic nie wskazuje na to, by ta rytualna wymiana ognia miała mieć ciąg dalszy oprócz medialnego szumu, jakże chętnie serwowanego nam przez żądne sensacji media. A o Beludżach świat znowu zapomni.

Zbigniew Mielczarek


Zainteresowanym tematem polecam artykuł:
BELUDŻYSTAN. KONFLIKT TOŻSAMOŚCI I POLITYKI

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *